• HOME
  • NEWS
  • GALERIA
    • ŚCIANY
    • BOMBING
    • STREET&ART
  • FOTORELACJE
  • CZYTELNIA
  • KONTAKT
Aby dodać fotkę zaloguj się używając loginu: grafwizje i hasła: grafwizje




FRESH NEWS     

Graffiti Jam -  KPS VI

Miło nam poinformować że zostaliśmy partnerem medialnym podczas wakacyjnej imprezy:

Więcej …
 

Pustostany

Zapraszamy do zapoznania się ze sporym materiałem czyli różni ludzie różne style w pustostanach, bombparkach, skłotach jak kto woli.
Ciekawe postacie opowiadają co ich kręci i jaki mają stosunek do tego typu miejsc.

Więcej …
 

Aktualna liczba fotek wynosi:

6326

KOMENTARZE     

Ostatnio dodane komentarze:
  • CARHARTT Rock that City
    canada drugs laws viagra brands canadian pharmacy ...
    18.02.19 11:44

  • Wystawa Cały ten street art
    canada drugs laws online viagra online pharmacy ca...
    18.02.19 11:36

  • MOS - GNS 2009
    paulownia timber for sale uk - paulownia tomentosa...
    18.02.19 10:27

  • Graffiti vs Street Art
    drugs from canada how does viagra work canada drug...
    18.02.19 10:21

  • MOS - GNS 2009
    canadian pharmacy meds soft tabs viagra walmart ph...
    18.02.19 10:18

Graffiti Jam - KPS VI

rok Piskiego Stylu "2012", która odbędzie się 13,14 lipca w Piszu, w przepięknej scenerii polskich mazurskich jezior. Czytaj więcej

http://grafwizje.pl/components/com_gk2_photoslide/images/thumbm/822192ban.jpg
  • 0


Pustostany

 

cialis cheap pricesbuy cialis next day deliveryindia cialiscialis 20mg reviewsbuy generic cialis softtabsbuying cialis in australia
argaiv1306

Pustostany

Zapraszamy do zapoznania się ze sporym materiałem czyli różni ludzie różne style w pustostanach, bombparkach, skłotach jak kto woli.
Ciekawe postacie opowiadają co ich kręci i jaki mają stosunek do tego typu miejsc.

Piona!

 

 


Czym są dla ciebie skłoty, bombparki, pustaki... Dlaczego lubisz w nich malować
i dlaczego uważasz takie miejsca za dobre by w nich pokazywać litery i inne rzeczy przez ciebie robione?
Po co w ogóle robić w nich prace? Mamy dla was odpowiedzi na te pytania i trochę więcej.
Mamy kawał materiału, który przekona przekonanych, a wrogów bardziej rozzłości!

 

POTIKS

Miejsca zrujnowane zajmują pewną ważną cząstkę w świecie graffiti. Po metrze, legalnych ścianach, mieście i innych przestrzeniach
dokładnie określonych, przyszedł czas na całkowicie inny rodzaj odczuwania procesu malowania. Czujemy się jakby w domu,
w miejscu które pozornie jest bardzo bezpieczne. Zapomniane budynki stają się bezpłatną pracownią. Gdzie nikt nam nie przeszkadza,
a w czasie deszczu nie kapie nic na głowę. Pustostany są wyśmienite w dni wietrzne i mroźne. Jednak w lato sprawdzają się także pod grilowanie kiełbasy.
Jest to więc rodzaj „miejsca zamieszkania” (niektórzy biorą to dosłownie i faktycznie miejsca te stają się ich domem, grupowym lub osobistym).
Jako twórcy skrępowani jesteśmy jedynie ścianami z których zbudowane jest nasze „płótno”. Większość choć raz tworzyła
w takich miejscach, inni zaś wybierają je częściej i staje się to ich cechą charakterystyczną. W połowie lat dziewięćdziesiątych
w Berlinie writerzy z ekipy Caf, musieli zareagować na przesyt imion w mieście, na codzienną praktykę zamalowywania tych samych przestrzeni.
Dlatego przenieśli się do starych Nrd-owskich fabryk, by ich prace przetrwały nie parę godzin, lecz kilka miesięcy.
Przyczyny są różne. Różne też stają się skutki działań w takich przestrzeniach. Od nieprzeciętnego wyczucia płaszczyzn, po beznadziejny
brak poszanowania dla unikatowości miejsca. Oczywiście zależy to od świadomości twórczej, od świadomości osobliwego bycia w przestrzeni.
Istotne jest także udoskonalanie warsztatu. Nim młodzież porwie się na ściany w mieście lub co gorsza na kolejki, dobrym miejscem by szlifować litery
jest właśnie stara rudera. Większość widzów nie zobaczy prac, lecz nie będzie też pretekstu by „toyować” czy zamalowywać mizernych wypocin
początkujących.Jest ich coraz mniej. Burzone lub anektowane w kolejne centra handlowe, stacje benzynowe, użyteczne magazyny,
lub coraz modniejsze lofty mieszkalne. Poszukiwania rozpoczynają się na poważnie. Trzeba się spieszyć, by choć na starej kiedyś fotografii pokazać
resztki architektonicznej historii, którą pobudziliśmy lekko do życia. Nie pamiętam dokładnie jak to się zaczęło. Jak zainteresowałem się pustostanami,
jak stały się szczególnym dla mnie miejscem. Zawsze jednak czułem, że obcowanie z architekturą skończoną, bezużyteczną, samotną wprowadza mnie
w inny historyczny dosyć świat, nie dla wszystkich. Pewna nie tuzinkowość odczuć, wyobrażenia o dziejących się w tych miejscach wydarzeniach,
wprowadzała pewną intrygę. Czasami czuć jest oddech tynku, szelest wiercących się cegieł, które nie mogą już wytrzymać w jednej i tej samej pozycji.
Interesowało mnie bardzo jak środowisko otaczające mur, na którym zaraz stworze swoje imię, wpłynie na postrzeganie skończonego napisu.
Wysokie ściany, zamykające widza w klaustrofobicznej klatce. Bujne gąszcze ujawniające skrawki cegieł. Ruiny układające się w abstrakcyjne kształty.
Wszystko nadaje pracy pewien nieosiągalny dla hofików, czy przydrożnych ścian klimat współistnienia. Można powiedzieć,
że budynki czekały na litery dość długo. Aż w końcu po zwykłym żywocie przyszło im doznać odrodzenia. Architektura współgra z literami.
Stają się jej częścią.Równoważą się. Imiona nadają sens dalszego istnienia. Najważniejsze w odbieraniu takich prac, jest obcowanie z nimi na żywo.
Fotografia czy wideo, nigdy nie oddadzą pełnego i słusznego wrażenia. Znajdujemy więc kolejne aspekty przestrzeni opuszczonych
– podróżowanie, zwiedzanie, szukanie. W Polsce po-industrialnej, kiedy stary ustrój odszedł prawie w zapomnienie, jego relikty dają o sobie znać
prawie w każdym mieście. Od dworców, które coraz częściej się remontuje (lub burzy![sic!], co nie powinno mieć miejsca),
po stare zakłady pracy, hale, odlewnie, wielkie huty i jeszcze nie zniszczone hotele pracownicze. Jest tego w całej Polsce mnóstwo.
Lecz by tego doświadczyć czasami trzeba ruszyć się za miasto, lub w całkowicie inny geograficzny region.
Nie będę wyliczał wszystkich ciekawych miejscówek (przypominam, że pomimo różnorodności i dużej liczby w skali Polski,
jest ich z każdym dniem coraz mniej). Każdy kto chce, znajdzie je na mapach, w opowieściach dziadków, lub stronach internetowych,
które specjalizują się w tej tematyce (http://www.google.pl/search?sourceid=chrome&ie=UTF-8&q=opuszczone+miejsca).
Wyprawa staje się wiec nie tylko pretekstem do zrobienia swoich styli, lecz przygodą która przyniesie nam wiele ciekawych wrażeń
(jeżeli oczywiście będziemy mieli odpowiednie nastawienie). Podróż to jedna z najważniejszych części anektowania przestrzeni przez writerów.
Przechadzka na inne osiedle jest tym samym co pobyt na innym kontynencie. Jednym się chce bardziej innym mniej, to proste.
Jest natomiast niezbędna. Wędrowanie kształtuje nasz charakter, uczy, rozwija umiejętności potrzebne do życia w społecznościach,
ale też poza nimi, w odosobnieniu, kiedy przyjdzie nam zmierzyć się z ekstremalnymi przeżyciami. Każdy z nas jest inny.
To banalne stwierdzenie otwiera jednak szereg indywidualnych działań.
Wiele zróżnicowanych myśli i koncepcji. Ta kreatywność nie mieści się już na płaskim murze. Wypycha się z ram i chce doświadczać
i zarażać niepowtarzalnym wrażeniem. Odczuciem, które wprowadza nowe jakości. Poddaje mózg, nowym trudnym wyzwaniom.
Przestrzenie opuszczone są tym właśnie placem zabaw, na którym szukamy swojego dzieciństwa.
Nieskrępowanej niczym swobody. Którą kiedyś posiadaliśmy, a która w świecie obowiązków i poczuciu silnej odpowiedzialności znikła razem
z naszym ponad metrowym wzrostem... 

 

 

ELLA
www.fotolog.com/ellllla

Opuszczone miejsca, zniszczone budynki są dla mnie fascynujące, ponieważ maja specyficzny enigmatyczny klimat...
Kryją, czasem opowiadają jakieś historie. Pustostany same w sobie są ciekawe, pełne obrazów stworzonych przez czas i człowieka,
obdrapane ściany, pozostawione meble tworzą już gotowy obraz, a moje litery stanowią tylko dodatkowy element i dobrze się tam czują ;)
pozdrawiam, Elka.




CLEO
Największą frajdę mi, jak i moim znajomym sprawia szukanie takich miejsc (opuszczonych fabryk, kompleksów fabryczno-biurowych, kamienic i innych)
niż samo malowanie żeby być pierwszym :P  hehe. Największa aktywność malowania i poszukiwania tego typu miejsc jest  w zimie lub w dniach jak pogoda
nie sprzyja malowaniu "outdoor". A dlaczego lubię tam malować? W bombparkach dużo freshowych ścian można znaleźć, takowych brak w mieście Breslau.
Maluję tam bardziej żeby zrobić coś dla siebie, "wysikać resztki":P (dużo lakierów zostaje z innych malowideł),
wypróbowywać nowe patenty jakieś eksperymenty w wypełce lub nowe litery i spotkanie ze znajomymi jak i dla zdjęć dobrych tzw. z klimatem.
We Wro dużo takich miejsc, info o nich rozchodzi się w środowisku bardzo szybko i katowane są dość mocno.






ARIN
www.fotolog.com/ar1n0ne 
Jeśli chodzi o mnie to sprawa jest chyba bardziej złożona. Traktuję wszystkie te odległe, dawno zapomniane miejsca zniszczone przez czas, bardzo osobiście.
Jest to dla mnie niesamowita odskocznia od tego co widzę na co dzień, gdy wychodzę z domu i idę do spożywczaka, po zakupy na obiad,
lub gdy jadę podmiejskim odwiedzić Wrocław lub inne bliskie mi miasta, w których widzę co się dzieje na linii, na ścianach, na miejskim bombingu i na hofah...
Widzę w tym wszystkim jeden wielki chaos, agresję i bezmyślność writerów którzy chyba po części zagubili gdzieś w melanżu ważną cząstkę writingu.
Nie rozumiem pewnych podejść ludzkich, by niszczyć dobre obrazki na hofah chromem na facie ;/ paleniu met bo trzeba rozjebać cały skład tagami,
by spalić miejscówkę innej ekipie itp... To nie jest to, bo droga powinna iść w  kierunku samo doskonalenia swojego imienia
by robić coraz lepiej a nie się uwsteczniać. Mam swoje zasady których nie chcę łamać. Rozumiem distroj jak najbardziej,
tagi kwasem po szybach również ale kurwa debilizmu nie zniese! Od izolowane i zrujnowane miejsca z dala od miejskiego gwaru to dla mnie rzecz bezcenna.
To miejsce gdzie mogę wybrać się zupełnie sam na wycieczkę z plecakiem na plecach wypchanym  po brzegi farbami i pomysłami jak by tu coś fajnie przyszpilić.
Od pewnego czasu zacząłem uciekać z miasta by dać odpocząć mózgownicy i zrelaksować moje oczy pięknem które znajduję właśnie w takich miejscach,
w miejscach jeszcze nie tkniętym przez farbę jest to dla mnie naprawdę coś bardzo wartościowego.
Gdy wchodzę w takie miejsce chcę je przede wszystkim zwiedzić i poczuć przestrzeń jaką mi oferuje.
Zawsze staram się jak najlepiej i na tyle ile potrafię wykorzystać i wkomponować się w to miejsce które robi
na mnie największe wrażenie. Poza tym kocham najbardziej przestrzenne rzeczy a zwykłe proste ściany ogółem dostępne dla malujących
są wszystkie takie same, tylko kolory i style się zmieniają, a każde opuszczone miejsce jest inne i ma swoją własną niepowtarzalną historię i strukturę ściany.
Gdy zwiedzam miejscówki staram się ich nie niszczyć tagami lub throw up'ami gdzie popadnie ;/ Uważam, że nie traktuję się takich bomb parków właściwie
i nie wykorzystuję się tego co nam oferuje pustak właściwie. Nie twierdze ze pozjadałem wszystkie rozumy, sam też się mylę zapewne
nie jednokrotnie ale smutne jest to, że tak mało osób traktuje je coraz bardziej poważnie
i w momencie wejścia szukają od razu ściany gdzie mogą się podpisać...;(





FANY
www.fotolog.com/coty_2004 
Pustaki… różnego rodzaju, miejsca szemrane, momentami dziwne
i zaskakujące, czasami niedostępne. Najmilej widziane te nie odkryte przez nikogo. Każde z nich owiane jakąś historią, czasami tajemnicą.
Dla mnie to apetyczna i poszukiwana na różne sposoby miejscówka. To coś więcej niż tylko kawałek powierzchni do pomalowania.
To m.in. możliwość pozwiedzania, porobienia zdjęć, pozostawienia na rożnych powierzchniach swoich liter - to wszystko daje mi dużo radości
i skutecznie zachęca do dalszych działań.Lubię malować w takich miejscach z uwagi na specyficzną architekturę, nieograniczoną wolność tworzenia,
inspiracje, dostępność rożnego rodzaju powierzchni, schronienia przed złą pogodą oraz okiem ciekawskich gapiów.
To wejście w inny świat - często niezrozumiały dla fanów legalnych liter przy ruchliwych ulicach w centrum miast.
Pustaki to nie tylko teren we własnym mieście- to także setki przejechanych kilometrów
w ich poszukiwaniu. Wiele przygód, wspomnień, dziwnych spotkań z rożnymi ludźmi, poznawanie ich historii.
To także powrót w te miejsca, czasami po latach… godziny, minuty, miesiące, lata...
A co ma tam wisieć-nie utonie.






SEPE 
www.fotolog.com/sepe1 
Malowanie w pustostanach to szczególny, niemal mistyczny proces. Miejsca porzucone przez świat. Zapomniane a wręcz niechciane.
Bez jakiegokolwiek pożytku dla okolicznych mieszkańców, bezużyteczne dla reklamy, niepraktyczne dla wszelkich działań komercyjnych bo nie widoczne,
zepchnięte gdzieś na skraje tętniących aglomeracji. Wstydliwe świadectwa minionego ustroju, systemów, nieudanych przedsięwzięć,
nieporadnego gospodarowania. Bękarty przestrzeni wyklęte przez pędzącą na oślep cywilizację "plastiku i porządku". Pokraczne, sypiące się rachityczne
parchy na lukrowanej skórze nowoczesnych miast. Brzydkie i właśnie dlatego w swojej brzydocie piękne. Miejsca z duszą. Prawdziwe i szczere.
Malując w takich przestrzeniach czuję do nich szacunek. Ich specyficzny klimat, dziwna, niemożliwa do opisania słowami atmosfera wyobcowania sprawia
że już nawet samotne poruszanie się w nich jest niezwykłym przeżyciem.Prace w tych miejscach wkomponowane zyskują niesamowitą siłę
oddziaływania -taką której próżno szukać w typowych graficiarskich halloffejmach, na papierze czy płótnach. Obrazy-miejsca żyją odtąd wspólnym,
nikomu nie potrzebnym życiem. Same dla siebie. Wymagają zatem wysiłku zarówno od twórcy, jak i odbiorcy. Od twórcy by tej przestrzeni nie splugawić,
nie zmarnować jej potencjału. Od odbiorcy (tego prawdziwego, a nie "e-odbiorcy" przekonanego że wszystko da się obejrzeć w internecie)
by zadał sobie trud dotarcia do tychże miejsc. To wszystko czyni je po prostu elitarnymi.







WERS
www.flickr.com/photos/mikolajreys 
Kiedyś miało  się czasami taką fazę żeby odkrywać jakieś miejsca, do których dostęp niema wiele osób,
zazwyczaj zajawka taka pojawiała się po zapoznaniu z jakąś książką/filmem np.: Księgą dżungli, Alicją w krainie czarów,
lub po prostu zabawa w chowanego się znudziła. Opuszczone obiekty mają w sobie pewną tajemniczość i specyficzny klimat,
który nawiązuje do takich historii. Takie miejsca to dobra alternatywa dla fotografów, sportowców, squatersów, malarzy,
performerów, explorerów, etc. Ludzie, którzy się tam pojawiają nadają takiemu miejscu trochę życia. W malowaniu to zazwyczaj praktycznie
legale, poza tym nie trzeba załatwiać pozwolenia, i można malować co się chce. Nie mówiąc, że zazwyczaj nie robi się podkładu,
a do wykorzystania są czasami bardzo duże przestrzenie,  dowolność formy obrazków może uciec daleko poza prostokąt, czy płaszczyznę.
W większości miejsca takie stoją puste a czas zazwyczaj wpływa destruktywnie na nie, ale czasem wręcz przeciwnie,
zależy od tego kto co chce tam robić, lub zrobił. Z uwagi na to, że w obiektach tych nikt nie mieszka, maluje w nich nowych rezydentów.
Może to być nawet ślimak czy minotaur, ważne żeby nadał takiemu miejscu trochę życia, a przy okazji może opłacić czynsz, posprzątać i nakarmić kota.
Postacie te przy odpowiednich warunkach mikrosiedliskowych mogą współżyć ze sobą i wydawać na świat potomstwo,
w zależności z jakiej grupy organizmów pochodzi ich pierwotne DNA, w taki sposób się rozmnażają. 
Na przykład jeżeli wypadowa to rzęsorek rzeczek (Neomys fodiens) to po 59 dniach może być ich ok. 345 wiadomo,
że do tego musi być odpowiednia temperatura, syfskie podłoże, woda i gorący ręcznik.
Nie są one tak inwazyjne jak szczury i dlatego nie stwarzają zagrożenia dla stworzeń zamieszkujących obiekt chyba, że są wielkości czarnego kota.






AUTO
www.autone.pl 
Dla mnie wyjście na pustostan jest pewnie tym, czym dla wielu wyjście na panel. Oczywiście nie chodzi o żaden hardkor, ale na pewno poziom adrenaliny,
gdy wchodzisz pierwszy raz w opuszczone, grożące zawaleniem się w każdej chwili miejsce jest wysoki. Uwielbiam odkrywać nowe miejsca,
gdzie przede mną nie był jeszcze żaden graficiarz...  Możliwości jakie dają opuszczone miejsca dla mnie są nie do porównania z żadnymi innymi
miejscówkami. W dużej mierze wynika to pewnie z mojego stylu i sposobu malowania, dla którego potrzebuje 'czystego' tła,
ale przede wszystkim możliwość wpasowania się właśnie w brud danej miejscówy - grzyb, rdza, odpadający tynk - to jest to!
Zastana przestrzeń często staje się też inspiracją do totalnie innego, nieszablonowego podejścia, po prostu prowokuje do myślenia.
Uważam, że pustostany nie nadają się dla wszystkich malarzy. Jeśli ktoś woli robić czyste, powycinane literki z kolorowym tłem,
to na pewno lepiej odnajdzie się na linii albo innych miejscówkach. Oczywiście nic nikomu nie mam zamiaru zabraniać,
ale może warto zostawić pewne miejsca osobom, które potrafią wykorzystać w pełni ich potencjał, zamiast samemu się wkurwiać
na krzywą nawierzchnię i przerwy między cegłami.




FELTO
www.mrfelto88.blogspot.com 
Opuszczone budowle, pustostany pieszczotliwie nazywane bardaszkami są pewnego rodzaju  alternatywą  na  ciekawe spędzenie wolnego czasu.
Miejsca te w zależności od położenia, wielkości czy też architektury spełniają doskonałą funkcję powierzchni pod nowe obrazki a w przypadku
tych wielkich jedenastopiętrowych molochów  wielogodzinne poznawanie piętro po piętrze, metr po metrze każdy zakamarek
niekiedy całego kompleksu  opustoszałych budynków.







PENER
www.swiatecki.pl
Zacznijmy od tego, że w pustaczku każda ściana sama podpowiada kompozycję pracy i wystarczy tylko jej nie przegadać/przytłoczyć
i w odpowiednim momencie odejść. Odkąd pamiętam zawsze w swoich pracach zaczynam od bałaganu... bałaganu,
który jest punktem wyjścia... rozpierducha, którą trzeba poukładać, pospinać, wyczyścić. W pustaku taki punkt wyjścia jest wszędzie...
trzeba go tylko odnaleźć, określić i podkreślić grubym fatem hehe. Pustak to wolność bez spiny bez fejmu,
nikt nie patrzy ci na ręce a ściana staje się miejscem do eksperymentów, które nigdy nie muszą ujrzeć światła dziennego.
Myślę, że cała moja przygoda z przestrzennymi instalacjami... z wychodzeniem farbą na podłogę, na sufit... z figuracją... z kompozycją...
zawdzięczam pracy i myśleniu zaczerpniętemu z pustaka
p.s. Patrzcie pod nogi!






CRAX
www.fotolog.com/craxxx 
Moja przygoda z pustostanami to wynik rowerowych, przyrodniczych wycieczek. Każda przejażdżka  wiąże się z odkryciem nowych miejsc,
które z punktu widzenia lokalnego społeczeństwa są szpetne.Wśród szumu płynącej wody, ćwierkających ptaków i bogactwa kolorów przyrody,
wyłaniają się szare betonowe bryły. Są to pozostałości opuszczonych budynków lub wyłaniające się części kanałów.
Taki miejsca stwarzają niesamowitą atmosferę.Malowanie w takich miejscach sprawia mi dużą frajdę, może to przez sąsiedztwo przyrody,
a może przez fakt, że jak przyjadę w to samo miejsce za jakiś czas, to mój wrzucik nadal tu będzie. Natura go wykadruje lub doda coś od siebie,
ale nigdy go nie zepsuje. Zazwyczaj maluję w takich miejscach sam. Nie chce zbombić miejscówki, chcę stworzyć jedną, może dwie pracki
w najlepszym miejscu, zrobić zdjęcie i ruszyć dalej - w poszukiwaniu kolejnych ścianek.Mam osobisty stosunek do takich miejsc i nie lubię,
jeśli ktoś psuje naturalnie stworzone podkłady  robiąc tam tagi. Te miejsca nie są dla każdego.





MINI
www.fotolog.com/mminuss
Ucieczka od pewnej formy miejsca wykonywania graffiti, tym dla mnie jest pustostan. Zwijki kabli, otwory w ścianach,
elementy konstrukcji oraz wszelakie dobra dla potencjalnego przechodnia nie warte dotknięcia, są świetnym elementem tła, zgrania kompozycji.
Pustostany są innym wymiarem graffiti. Wchodząc z pomysłem wychodzisz z pomysłami. Element eksploracji czegoś innego, połączony
z formą ekspresji daje mocną w doznaniach przyjemność w której lubuje się wielu malarzy. Dla mnie pustostany mają swoją magię,
szczególnie te w których napotykasz różne przedmioty a nie tylko ściany, oraz oczywiście formy wykończenia ścian, lamperie, kafle, tynki,
szyby, blachy, meble, tapety i inne. Innym aspektem są lokatorzy, policja lub ochrona, bezdomni których nie spotkasz przy hof-ie i z uśmiechem
powiesz pozdrawiam. Wszystkie te czynniki pokazują że pustaki to coś więcej niż tylko kawałek opuszczonej ściany.






PAISM (TYPOETS crew)
www.typoets.com    
Każde z takich miejsc jest inne, każde ma własny klimat i własną historię.
I najważniejsze, każde z takich miejsc jest wyzwaniem. Czasami uda się znaleźć ładną, długą ścianę, a czasami nie. I wtedy trzeba zacząć kombinować.
Malowanie w opuszczonych budynkach jest dla mnie w pewnym sensie intymnym doznaniem. Lubię kilka dni przed malowaniem przyjść
do takiego miejsca, pochodzić po nim, potem usiąść spokojnie i zrobić zdjęcie jeszcze przed postawieniem pierwszej litery.
Bardzo ważne dla mnie jest coś, co jest przeciwieństwem jednej z głównych reguł graffiti, czyli tego, aby praca była jak najlepiej widoczna.
Tutaj rzadko się zdarza, by Twoją pracę oglądali przypadkowi ludzie. Nie ma żadnych ciekawskich spojrzeń i żadnych komentarzy.
Jest tylko zapach miejsca zmieszany z zapachem farby, muzyka w słuchawkach i ja. W tej danej chwili nic więcej się nie liczy.
Jak teraz się nad tym zastanawiam to mogę powiedzieć, że jest to w jakimś stopniu ucieczka od wszystkiego tego co dzieje się w około.
Malowanie na jamach już dawno ograniczyłem do minimum, nie lubię tłumów. Kameralne malowanie jak najbardziej.
Pustostany? Jeszcze lepiej. Inna sprawa, że w takich miejscach można natknąć się na różne ciekawe sytuacje.
Był już teledysk lokalnych raperów i była para uprawiająca seks. Nudy nie ma. Jest klimat i są dobre litery.
Niczego więcej nie potrzebuję.






SUON
Przede wszystkim pustostany to ciekawe ściany, które często determinują końcowy efekt pracy. Wystające elementy, pęknięcia,
odsłonięte części konstrukcji w wielu przypadkach znacząco wpływają na projekt, dodają niekonwencjonalne rozwiązania.
Poza tym każde z takich miejsc ma swój klimat i historię. Zwiedzanie, szukanie miejscówek i rozwiązań. Kolejna ważna sprawa to fakt,
że zazwyczaj panuje tam spokój. Nie ma pytań w stylu "co tu jest napisanie"
czemu tak a nie inaczej. Nie ma przechodniów, nie ma policji. Jest spokój. A to ważna sprawa jak chcesz trochę powalczyć ze ścianą
i podłubać parę godzin. To chyba tyle. podsumowując
CIEKAWE ŚCIANY, KLIMAT, SPOKÓJ

 

CENJA
www.cenja.digart.pl
Skłoty, bombparki i miejsca opuszczone to najlepsze lokalizacje. Są one najczęstszym wyborem, jeśli chodzi o miejscówki do malowania.
Zaletą takich miejsc jest przede wszystkim komfort pracy, cisza, spokój i dobre warunki. Niepowtarzalny klimat takich miejsc też ma ogromny wpływ
na tak wysoką frekwencję osób tu przybywających. Kolejnym plusem są ściany, naturalnie podniszczone przez warunki atmosferyczne,
co często daje ciekawy efekti nadaje pracy specyficzny klimat. Dzięki nim to, co udaje się stworzyć nabiera nowego znaczenia,
czasem współgrając z tym, co pod spodem. Zdarzają się też ekstremalnie zniszczone podłoża, przez co można zmienić koncepcję,
bardzo często na plus, lub próbować nadrobić czymś innym.
A samo zdjęcie swojego dzieła, staje się artystyczną fotografią. Najważniejszy atut to spokój i swoista harmonia tego miejsca.
Nikt nie chodzi za twoimi plecami, nie przygląda się, nie pyta. Owszem, czasem jest fajnie, ale gdy chcesz zrealizować wreszcie coś,
nad czym siedziałeś długo i nie wychodziło to poza obszar twojego zeszytu dopóki nie było dostatecznie dobre,
niewątpliwie potrzebne jest skupienie. Dzięki takim miejscom jak te, praca procentuje, ja czuję się przez to dobrze i cieszę się,
że to co maluję nie spotyka się tylko z przypadkowym odbiorcą. 

 





MISER
Jaram się pustakami ze względu na klimat tych miejsc, lubię się tam wyciszyć i pomalować.

 

 

Dodaj komentarz

Wyślij
Skasuj

grafwizje.pl 2010. All right reserved.      
designed and developed by: frolicsome.pl | kbrdesign.pl